Jak to się robi w Ameryce?
W Ameryce
karykatura nie oszczędzała prezydentów ani kandydatów do tego urzędu. Jest
też tak stara jak Stany Zjednoczone, stąd podobnie jak w przypadku innych
"broni" marketingu politycznego, tak i w przypadku instrumentów, którymi
rozśmieszają wyborców i obśmiewają przed nimi kontrkandydatów, ich arsenał
jest w tym kraju najbogatszy.
Amerykańscy
spece od marketingu politycznego nie mają też problemów z użyciem tej broni.
Politycy sami dostarczają amunicji. Bohaterem dowcipów i karykatur był
kiedyś prezydent R. Nixon w związku z aferą Watergate. Dowcipy na swój
temat wymyślał R. Regan. Clinton dostarczał tematów do żartów dzięki "aferom
rozporkowym". Dziś głównym bohaterem satyry politycznej jest G. Bush, który
systematycznie dostarcza tematów swoim przeciwnikom i parodystom. Jego
liczne gafy językowe zyskały nawet swoją nazwę - "buszyzmy".
Złote lata dowcipu politycznego w Polsce
Dowcip
polityczny w naszym kraju święcił triumfy w PRL-u. Dzięki temu, jak żartował
Jan Pietrzak, byliśmy "najweselszym barakiem w tym obozie"... państw socjalistycznych.
Satyra
PRL-u w swej tematyce opierała się na prostym schemacie przeciwstawiania
głupiej władzy mądremu społeczeństwu. Miejscem wymiany dowcipów była estrada,
na której satyrycy puszczali w obieg te, które albo sami wymyślili, albo
te, które dotarły do nich drogą pantoflową. Stad rozchodziły się po całej
Polsce dzięki spotkaniom towarzyskim i rodzinnym.
Żart
polityczny był wtedy instytucją wyższej użyteczności publicznej. Stanowił
bowiem erzac prawdziwego życia politycznego. Charakteryzował się także
wysoką jakością - aby zostać zaakceptowany przez publiczność, musiał celnie
i dobrze opisywać rzeczywistość, a aby przejść przez urząd cenzury, musiał
to robić to w sposób wyrafinowany.
Humor polityczny III RP
Brak
cenzury znacznie obniżył loty satyry politycznej. Śmieszni stali się natomiast
politycy, którzy swymi wystąpieniami i wypowiedziami niejednokrotnie przebijali
zawodowych satyryków
Jednak,
o ile III Rzeczpospolita przyniosła kres dowcipu politycznego w formie
wypracowanej przez czterdzieści lat PRL-u, o tyle stworzyła możliwość wprowadzenia
go do walki wyborczej.
Jeżeli
nie ma innego sposobu na kontrkandydata zawsze można go ośmieszyć. Arsenał
środków jest spory: począwszy od rozpuszczania plotek, domalowywania wąsów
i okularów na plakatach, po rozpowszechnianie "kompromitujących" materiałów
przez nieznanych sprawców, czy też różnego typu akcje (events).
Co
ciekawe, w Polsce po 1989 r. łatwiej jest stroić sobie żarty z prawicy.
Dlaczego? Wyjaśniał to kiedyś satyryk Marek Groński:- Naczelną zasadą prawicy
jest hasło: nie szargać świętości. Skoro, więc wszystko jest święte i obraca
się w kręgu tematów martyrologicznych, to można stworzyć tylko teatrzyk
martyrologiczny.
Jednak
to właśnie prawica jako pierwsza pokazała, w jaki można próbować dezawuować
przeciwnika z humorem. Prekursorem tego typu działań w skali makro była
Liga Republikańska atakująca w czasie kampanii prezydenckiej 2000 roku
Aleksandra Kwaśniewskiego, za pomocą postera przedstawiającego wizerunek
urzędującego prezydenta jako wampira i zatytułowany "Kvasula. The Red Vampire".
Cała nadzieja w ptasiej grypie!
Według
socjologów w 2005 roku - po raz pierwszy od dłuższego czasu - Polacy poczuli
wagę opowiadanych dowcipów mając wrażenie, że w ten sposób coś zmieniają.
"Powstrzymać atak klonów" - apelowali zwolennicy Tuska. "Wokół szamba słychać
plusk, to kampanię zaczął Tusk" - replikowali zwolennicy Kaczyńskiego.
Liberałowie zaczęli wykorzystywać słowa zaczynające się na "pis-". "Pisuary"
z kolei rozszyfrowały skrót partii "tuskmenów" PO jako Paradę Oszustów.
Skąd
wziął się renesans politycznego humoru? Przyczyn jest kilka.
Nie
da się ukryć, że poglądy wypowiadane przez braci Kaczyńskich mają zagorzałych
oponentów, którzy w sytuacji wzrostu ich notowań w opinii publicznej, zaczęli
z dowcipem straszyć społeczeństwo. Za sprawą posłanki SLD Joanny Senyszyn
pojawiło się "widmo kaczyzmu".
W
obiegowym dowcipie: Nowa Polska miała zmienić nazwę na IV Rzeczypospolitą
Obojga Kaczorów, orła w godle zastąpić dwugłowy kaczor, Mazurka Dąbrowskiego
- "Kaczuszki", a drugim urzędowym językiem miałoby być kwakanie.
Bracia
Kaczyńscy są z resztą wymarzonym tematem do żartów: jest ich dwóch i obaj
są aktywni w polityce ("Gdyby kaczory były trojaczkami, to jeden startowałby
na prymasa"), jako dzieci "Ukradli księżyc" (dialogi z tego filmu weszły
do kanonu cytatów: - Ty, jakby nam się udało, ale byśmy byli bogaci!, -
No i nie musielibyśmy nic robić, - I tak nic nie robimy, - No tak, ale
wtedy w ogóle nic byśmy nie robili!), są wzrostu raczej niskiego ("Po co
Kaczyńskim Dorn? - Ktoś musi sięgać do klamki w Pałacu Prezydenckim!")
i mają wdzięczne do dowcipów nazwisko.
Warto
zaznaczyć, że w pierwszym okresie kampanii wyborczej 2005 roku, kiedy liderem
sondaży opinii przedwyborczych był Cimoszewicz, "kacze" dowcipy łączyły
Lech i Jarosława Kaczyńskich z Donaldem Tuskiem, a pojęcie kaczyzmu łączyło
PO i PiS jako przyszłych koalicjantów mających rządzić Polską. Żarty dotyczące
tej trójki opierały się przede wszystkim na wykorzystaniu postaci znanej
z disneyowskich kreskówek - Kaczora Donalda. (Pamiętajcie, że przed Kaczorem
Donaldem powstała Myszka Mike).
Z
czasem, kaczyzmowi zaczęto jednak przeciwstawiać tuskizm, a nowy rozdział
w historii "kaczych" dowcipów rozpoczął się w dniu ogłoszenia wyników wyborów
prezydenckich.
Na
swoje "nieszczęście" na szczyt polskiej polityki Kaczyńscy wspięli się
w dobie rozkwitu Internetu. Dlatego też już w dniu wyborów skrzynki mailowe
zaczęły się zapełniać zdjęciami, fotomontażami, rysunkami i dowcipami dotyczącymi
nowego Prezydenta i zapowiadanej przez PiS IV Rzeczypospolitej. Żarty stały
się rodzajem katharsis, oczyszczenia, reakcji na frustrację spowodowaną
wynikami wyborów. "Sprzedawanie" dowcipów o Kaczyńskich było w dobrym tonie,
a przyznawanie się do oddania głosu na PiS czy prezydenta było zdecydowanie
passe (Rest in PiS; Męcz się, panie, w Kaczystanie).
-
Satyra jest dziedziną, w której wyjątkowo łatwo przekroczyć granice dobrego
smaku. Takich praktyk, kogo by one nie dotyczyły, nie pochwalam - mówi
Prezydent RP Lech Kaczyński.
Skuteczność walki na dowcipy
Z polityka
można się śmiać, ale polityk nie może być śmieszny, bo wyborcy nigdy nie
oddadzą głosu na takiego kandydata. Dlatego humor jako narzędzie marketingu
służy przede wszystkim wyszydzeniu kontrkandydatów, a tym samym pozbawieniu
ich szacunku wyborców. Dlatego dobry (i skuteczny) żart polityczny powinien
przede wszystkim pokazywać jego wady i potknięcia, wyolbrzymiać popełnione
przez niego błędy, nawiązywać do wpadek z przeszłości, by w ten sposób
wywołać u odbiorców uczucie dezaprobaty.
Jednak
polityka trudno jest "wykończyć" samym śmiechem, jeżeli tylko coś sobą
reprezentuje i potrafi śmiać się samego siebie.
Dlatego
przeciwnicy polityczni muszą obchodzić się z tą bronią ostrożnie. Ludzie
bardzo różnie definiują "dobry humor". Jeśli przesadzimy z atakiem, może
zadziałać syndrom ofiary, podobny do tego jak to miało miejsce w przypadku
negatywnej kampanii sztabu wyborczego M. Krzaklewskiego, który w roku 2000
wyemitował filmy pokazujące "ucałowanie ziemi Kaliskiej" oraz nietrzeźwe
zachowanie prezydenta w Charkowie. Wyborcy uznali te ataki za "mało śmieszne"
i niedopuszczalne, chociaż naśladowanie zachowań Papieża przez Marka Siwca
rozbawiło zaledwie sześć procent obywateli.
Krzaklewskiemu
zaszkodziły telewizyjne spoty, a Kwaśniewskiemu nie zaszkodziło nawet "kłamstwo
prezydenckie - magister Kwaśniewski". Podobnie ośmieszany wielokrotnie
Bush został ponownie wybrany na prezydenta USA, a Schwarzenegger jest gubernatorem
Kalifornii.
Wojciech
Krzysztof Szalkiewicz
Olsztyn,
21.07.06 r.